Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ale, co tu Brytan robi? — zawołał, odzyskując zupełnie przytomność umysłu.
— Ja, proszę pana, ukłonił się Brytan, przyszedłem tu przekonać się, czy mojemu koledze nie grozi żadne niebezpieczeństwo. Teraz, gdy widzę, że narzeczona zaopiekowała się nim, jestem już zupełnie spokojny. Dobranoc państwu, — dorzucił i wyniósł się za drzwi, zamieniając poprzednio porozumiewawcze spojrzenie z Irką.
Irka odzyskała zupełną pewność siebie, przepraszając ojca, że go przebudzono. Tłumaczyła mu, że kiedy Brytan zapukał do drzwi, myślała, że to już policja. Romek chciał oknem wyskoczyć a ona błagała, aby tego nie czynił. Z tego też powodu gdy Brytan wszedł, powstał harmider.
Stary na wpół zaspanymi oczyma, zaprosił Romana do swego łóżka. Tłumaczył: — nie wypada, aby narzeczony był z narzeczoną w jednym pokoju, wśród nocy, sami. Niech dziecko się wyśpi; — dodał. Pogłaskał ją uspakajająco po czole, a Romka zabrał ze sobą.
Romkowi nie smakowała ta eksmisja. Wolał asystować młodej córce. Nie chcąc jednak wywoływać podejrzenia u starego, który ślepo wierzył swej córce, skorzystał z jego propozycji. Myślał w duchu, aby jak najprędzej już dniało, by opuścić to Madejowe łoże, którym było teraz dla niego gościnne łóżko starego.
— Mądra i cwana bestia — myślał. Nie mógł się powstrzymać, od głośnego roześmiania się. Stary