Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pchnął ją, Romek stał gotowy do obrony. Brytan krzyczał na głos, grożąc, że ją zabije. Pechowiec, przebudzony ze snu, wpadł do pokoju, zapalając światło elektryczne.
Stary wybałuszył oczy, jakby chciały z orbit wyskoczyć. Stał nieruchomy z otwartą gębą, jednak słowa nie mógł wydobyć z gardła. Córka jego z tego wszystkiego roześmiała się na głos. Śmiała się, jak człowiek, nie mający nic do stracenia, a któremu pozostaje do wyboru śmiech lub płacz. Brytan patrzał na Pechowca, a wzgardliwy uśmiech wykrzywił jego zmysłowe usta. Romek znalazł się w bardzo komicznej sytuacji. Śmiech go także porwał, widząc jak Irka śmieje się spazmatycznym śmiechem.
Pierwsza odzyskała równowagę i opanowanie Irka. Ujęła ojca za rękę. Ten drgnął, jakby przebudzony z letargu. Mienił się na twarzy, blednąc i rumieniąc się, zarazem odchrząknął kilkakrotnie, po czym ledwie dosłyszalnym głosem wybełkotał:
— I... Ir... Irka! Co tu zaszło?... gadaj mi prędzej!
— Nic!... nic, papo! Daremnie zląkłeś się. Tu nic specjalnego nie zaszło. Po prostu mój narzeczony, — tu wskazała na milczącego Romana, — przed chwilą został zatrzymany na ulicy przez „tajniaka“, który go chciał aresztować. Ledwie udało mu się zbiec. Nie miał innego wyjścia, jak ukryć się w najbliższym domu, aby ujść pościgu. Powiedz sam, papo, gdzie miał się „zamelinować“, jak nie u nas. Obawiałam się, aby nie szukano go po mieszkaniach, kazałam mu się prędko rozebrać i położyć się do mego łóżka.