Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXIX.

Wstał piękny poranek. Zimowe słońce zaglądało do piekarni i na zbolałą duszę Romana padły promienie nadziei na jaśniejszą przyszłość. Kiedy zmienił swe postanowienie, co do ucieczki stąd, po decydującej rozmowie z szlachetną gospodynią... W chwili, kiedy postanowił niezłomnie znieść wszystkie cierpienia, aby móc wytrwać na raz obranej drodze, w tej samej chwili los zemścił się na nim okrutnie. Pech, który go całe życie prześladował, odnalazł go i teraz. Udowodnił Romanowi poraz któryś już, że jest on tylko pionkiem nieznacznym, całkowicie od ślepego trafu zależnym.
Ciężka praca była tego dnia na ukończeniu. Roman był tak bardzo wyczerpany, że chętnie upadłby na zimny asfalt, by zasnąć i zapomnieć o rzeczywistości.
Pozostało mu tylko wyskrobać bajty i umyć je. Zabrał się do tej czynności, słaniając się na nogach, jak pijany. Zagłębiony w pracy, nie przywiązywał wcale wagi do rozmowy, którą prowadził gospodarz z jakimiś ludźmi poza jego plecami. Chciał jak naj-