Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ja nie mam dolarów, a nawet i polskich pieniędzy nie posiadam.
Przyśpieszył kroku, skręcając w Plac Piłsudskiego. Ona także podążyła za nim.
Zatrzymał się nagle.
— Czego chcesz?... — zawołał groźnym tonem.
— Chcę ci pomóc. Poznaję po tobie, że jesteś mortusowy.
— Co to ciebie obchodzi? Odejdź!... bo zawezwę policjanta... — wyrwało mu się.
— Ha... ha... — wybuchnęła śmiechem. — Mnie straszysz policją. Nie wiem, kto się jej powinien więcej obawiać...
Odwrócił się od niej ze wstrętem i widząc, że ona nie zamierza opuścić go, wskoczył do przejeżdżającej dorożki i kazał się odwieźć do swego miejsca pracy.
Dorożkarz, jak Roman zdążył wywnioskować po jego minie, nie mógł zrozumieć, dla jakich powodów Roman wzbrania się przed towarzystwem tak pięknej i młodej kobiety. Cmokał wargami, kiwał głową niezadowolony. Zapewne myślał, widząc Romana obok niej, że dostanie suty napiwek.
Roman oddał ostatnie grosze za dorożkę i zabrał się prędko do pracy. Starał się zapomnieć o tej przygodzie. Jednak nie mógł pracować spokojnie. Był ogromnie zdenerwowany. Piękne oczy kusicielki prześladowały go, nie dając spokoju nerwom, skłonnym podążyć za naporem zmysłów. Walka, która toczyła się w nim, podrażniła jego nerwy i umysł. Gnie-