Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

raczkowego nochala. Kobiety nauczyły mnie kraść, bawić się, grać w karty i zaglądać do kieliszka. Chciałbym teraz mieć tę forsę, co wydałem na wódkę i kobietki... Byłbym bogaczem...
— Na co ci pieniądze?... — spytał Roman i nie czekając na odpowiedź, ciągnął dalej. — Spełnisz moją prośbę, czy też nie?...
— Spełnię... spełnię... Gadaj, mój kochany. Tak, tak... gdyby nie kobietki, to byś i ty dziś do mnie nie zawitał — śmiał się.
Roman przemilczał ten docinek i zaczął:
— Znałeś Lipka, mego spólnika?...
Kto Lipka nie zna?... — odparł pytaniem na pytanie.
— Powiedz mi, może wiesz, gdzie on teraz przebywa. Przemówiliśmy się kilka dni temu i od tej chwili nie wiem, gdzie on się podział...
— Lipek kiwa na Pawiaku od kilku dni — odparł obojętnie.
Gdyby Romana obuchem uderzono po głowie, nie zabolałoby go to tak, jak ta nowina.
— Pewny jesteś tego, co mówisz?... — krzyknął.
— Masz tobie... Ty wiesz, że „Piegarz“ nie lubi zalewać. Zaraz... Kiedy to było... Nie przypominam sobie, we wtorek... czy w środę... Ode mnie poszedł na robotę z drugimi. Ty ich nie znasz. Na pewną robotę poszli. Lipek przyszedł dowiedzieć się o Brytana i Felcię. Wiesz, jak to jest przy kieliszku... Namówili go i zabrali ze sobą. Podobno „wychleli“