Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mógł zamieszkać. Są to bardzo porządni ludzie. Mieszkają już przeszło dwadzieścia lat w naszej kamienicy, i ani razu nie zalegali w opłacaniu komornego. Boję się tylko... Tam są dwie córki. Coprawda bardzo uczciwe dziewczęta, ale kobiety... A pan, domyślam się, nie lubi kobiet... — roześmiała się.
Roman roześmiał się także, rozumiejąc ją doskonale. Zawahał się przez chwilę, czy skłamać, potem jednak odparł:
— Wolę pokoik, gdzie niema kobiet. Dosyć już mam tego dobrego. Muszę wyznać pani, że jedynie dzięki kobietom moje postanowienie zostania uczciwym człowiekiem spełza zawsze na niczym. Kobieta, to niebezpieczna zabawka, dla takich dzieci jak ja, droga pani...
— Jest pan bardzo dowcipny — śmiała się dobrodusznie. — Dobrze, postaram się dla pana o miejsce bez kobiet. Myślę, że stara baba, to jest gospodyni, nie skusi pana...
— Za nic nie ręczę. Pies z głodu i muchy chwyta — dowcipkował.
Momentalnie zauważył zmianę na jej twarzy. Połapał się, że swoją poufałość posunął za daleko. Postanowił prędko naprawić błąd.
— Bardzo panią przepraszam. W sferze, w której przebywałem dotąd, przyzwyczaiłem nie liczyć się ze słowami. Bardzo panią przepraszam.
— To nic. Uważam, że pan w naszej sferze nabierze teraz lepszych manier. — Pogroziła mu pobłażliwie palcem.