Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiedział, że on nie okazałby się takim natrętnym, gdyby ich od dawna nic nie łączyło.
Na ulicy Złotej w podejrzanym dancingu było gwarno i wesoło. Nie był to dancing gdzie kelnerzy tytułują: Panie Dyrektorze, panie mecenasie, panie radco. Był to lokal, którego gości raziłby podobny tytuł. Właściciel był nie kto inny jak dawny „kawaler nocy“, który dorobił się majątku i założył „gniazdo rozkoszy“, poto, by ogolić swoich kolegów po fachu z gotówki. Tutaj tańczono do upadłego. Grano w karty, i ruletkę. Były też separatki, gdzie można było słodkie słówka szeptane sobie w tańcu, wprowadzać w czyn. Obsługa składała się z młodych dziewcząt, które uważały siebie więcej za towarzyszki zabawy niż za sługi.
Właściciel przywitał trójkę, gdy tylko przekroczyli próg lokalu. Brytan był tu stałym bywalcem i znano go z tego, że nie żałował grosza. Przywitał ich serdecznie, mierząc Romka taksującym wzrokiem znawcy. Usadowił ich jak najbliżej bufetu i bez pytania kazał podać kilka butelek wina i likieru.
Kobiet było tu znacznie więcej aniżeli mężczyzn. Jedna ładniejsza od drugiej. Ubrane były więcej pretensionalnie, niż elegancko. Co chwila puderniczki i lusterka były w ruchu. Kobiety siedzące bliżej, poczęły sobie zawzięcie pudrowawać noski, mrugać oczami. Jak się Romanowi zdawało, nie mogły one znieść widoku pięknej Felci, która była przeszkodą dla nich. Brytan zaprosił kilka znajomych kobiet do stolika.