Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przy oknie. Roman zauważył, że ocierała łzy, które natarczywie napływały jej do oczu.
Nagle odwróciła się do niego.
— Ale skąd pan tu trafił?... To mnie bardzo interesuje...
— Widzi pani, ślepy los natchnął mnie, aby do was się zwrócić. Straciłem już nadzieję na odnalezienie kiedykolwiek pracy. Postanowiłem zagrać w otwarte karty i wyznać kim jestem. Wlokąc się akurat po tej ulicy, postanowiłem swoją myśl zrealizować. Wszedłem do pierwszej lepszej piekarni, którą napotkałem.
Kobieta łagodnie uśmiechnęła się, poczem stanowczym tonem zwróciła się do Romana:
— Nie chcę wywierać na pana nacisku, aby mi pan opisał swoją przeszłość. Zresztą rozumiem doskonale, co mogło się złożyć na pańskie wykolejenie.
— Bardzo rad jestem że trafiłem na tak bardzo wyrozumiałą i inteligentną osobę. Jednakże śmiem wątpić, aby pani aż na tyle mnie rozumiała.
— A jednak tak jest... Czytam to z pańskiej twarzy, że ładna buzia była zawsze przyczyną pańskiej zguby. Czy odgadłam?...
— Przyznaję, że tak, ale to jeszcze nie wszystko.
— Nieodpowiednie wychowanie mogło też wpłynąć ujemnie na rozwój pańskiego życia. O, znam dużo przyzwoitych domów, gdzie rodzice myślą, że wychowują wzorowo swoje dzieci, a sami, bezwiednie