Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy złodziej jest innym człowiekiem, tak mocno wyróżniającym się od innych?
— Nie wiem. Ale pan nie jest złodziejem. Panu dobrze z oczu patrzy.
— Jednak to mi nie przeszkadza być złodziejem. A nawet korzystam na tym. Ludzie nie podejrzewają mnie i przeto jest mi łatwiej ich obrobić... — rzekł na wpół poważnie.
— Dosyć tych żartów! — przerwała jego wywody. — Proszę mówić do rzeczy!
— Tak, moja pani, jestem stuprocentowym złodziejem, pomimo że na takiego nie wyglądam. Przyszedłem tu błagać o pomoc!...
— Na czem ma ona polegać?...
— Proszę o zatrudnienie w waszej piekarni. U was pracuje tylu budzi, więc może i ja bym znalazł jakiekolwiek zajęcie. Nauczyłem się w więzieniach piekarskiej roboty. Chcę uczciwie pracować.
— A jak długo siedział pan w więzieniu?
— O długo! Cztery lata...
— Cztery lata?... — spytała zdziwiona. — Czy można tak długo wytrzymać...
— Ten co nie może wytrzymać, to puszcza... — odparł Roman nic bez ironii.
— A dawno, jak zwolnili pana?...
— Nie dawno. Wczoraj dopiero... — skłamał.
— Wczoraj?... — powtórzyła, przy czym uśmiechnęła się zagadkowo.
— A niema pan rodziny?
— Nie, nie mam. Rodzice moi dawno pomarli.