Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stwa, których się należy obawiać... Są to pułapki zastawione przez kobiety... Zdał sobie teraz sprawę, że prócz rozkoszy i chwil zapomnienia, których kobiety udzielają, potrafią one jeszcze obdarzyć łatwowiernego czemś innem...
Ostatnie wypadki podziałały niezmiernie deprymująco na Romana. Postanowił zmienić swój tryb życia. Znając swoją słabość do kobiet, omijał je starannie. Jednak niepokoju o Lipka nie potrafił się wyzbyć. Może jest aresztowany?... — myślał. — Albo leży gdzieś chory na melinie?...
Gdyby nie myśl o Lipku, Roman rozglądałby się teraz za uczciwą pracą, którą za wszelką cenę usiłował znaleźć. Pierwsze kroki w tym kierunku już porobił. Porzucił melinę, gdzie tyle mu przypominało zdradliwą Felcię. Był tak bardzo zasugerowany strachem przed kobietami, że obawiał się oddychać w tym pokoju, gdzie „ona“ była.
Romek mieszkał teraz u porządnych ludzi. (Tak mu się przynajmniej wydawało.) Z zaliczki zaciągniętej u pasera, któremu obiecał „przytachać“ łup, (a którego w duchu nabrał) zapłacił za trzy miesiące z góry, co jeszcze więcej przekonało gospodynię o jego uczciwości.
Po całych dniach drżąc z przejmującego chłodu, wlókł się bezwolnie po mieście w poszukiwaniu pracy. Wszędzie doznawał rozczarowania. Nikt nie chciał korzystać z jego usług nie wiedząc kim jest. Widać, takich „niepotrzebnych ludzi“ jak on, było bardzo wielu w Warszawie... Nikogo nie wzruszyła wcale