Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Chorobliwa fantazja posunęła się aż tak daleko, że widział siebie, gdy dusi tę kobietę i zdejmuje z niej upragnione klejnoty, poczym wyrzuca ją dla zatarcia śladów przez okno wagonu. Cały drgnął na tę myśl, wyplunął kilkakrotnie, jakby chciał w ten sposób wyrazić swój wstręt do podobnych „mokrych robót“...
Ostatni dwaj pasażerowie, mężczyzna i kobieta przeszli mimo. Zauważył tylko ich sylwetki. Drgnął... Wydało mu się, że zna te cienie. Pobiegł za nimi, chcąc się przekonać, czy nie doznał złudzenia... Jednak zanim dobiegł do nich, oni znaleźli się już w przedziale. Kobieta, w której odrazu poznał Irkę, ukazała się w oknie, witając Romana głośnym śmiechem. Pociąg powoli ruszył, na znak, dany przez dyżurnego ruchu... Roman uczepił się stopni wagonu, sam nie zdając sobie sprawy, dlaczego to robi. Konduktor krzyknął gniewnie i ściągnął go na peron. Roman wyrwał mu się z rąk i biegł za pociągiem, wpatrzony w okno przedziału. Szyderczy śmiech całej trójki odbił się o jego uszy. Pociąg jechał coraz szybciej, a przed oczyma mignęła mu jeszcze twarz Felci, która, jak mu się wydawało machnęła jeszcze przez okno chusteczką... i wszystko, jak zjawa zniknęło mu z oczu.
Stał przez dłuższą chwilę na peronie, zapatrzony w dal, skąd dolatywał jeszcze odgłos znikającego pociągu. Chwycił się za głowę tak, jakby się obawiał aby mu nie pękła z nadmiaru bólu, jaki ją w tej chwili rozsadzał. Funkconarjusz kolejowy, który