Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ściągnął Romana ze stopni wagonu, podejrzewając, że chce się rzucić pod pociąg, zażądał teraz aby Roman się wylegitymował. Roman słysząc żądanie kolejarza, odrazu odzyskał przytomność umysłu. Naturalnie, że wołał przed nim się wylegitymować, niż przed policją, którąby, w razie oporu, kolejarz zawezwał.
W drodze powrotnej z dworca Roman biegł nawpół przytomny. Chciał jak najprędzej znaleźć się w swojej melinie i ułożyć się do snu. Spać... spać... — wołał do siebie, — spać, by zapomnieć o rzeczywistości. Widział ciągle przed sobą piękne i jednocześnie zdradliwe oczy Felci. — Jaki idjota ze mnie... — myślał rozgorączkowany. — Trzeba mi było wsiąść do przedziału i zemścić się za moją krzywdę... Przypomniał sobie teraz, że naładowany rewolwer miał przy sobie. Zły był aż do wściekłości sam na siebie, że nie zrobił użytku z broni, którą tak się chełpił przed Lipkiem. Nawet wówczas, gdy biegł za pociągiem, mógł jeszcze zemścić się i strzelić do nich przez okno wagonu... Szedł cichemi ulicami Warszawy, a mróz, który mocno dawał mu się we znaki, ostudził nieco stan gorączkowego podniecenia, w jakim trwał.
Dochodząc już do domu, zupełnie odzyskał równowagę i zapomniał o krwawej zemście, którą przed kwadransem planował. Nawet był zadowolony teraz, że nie popełnił głupstwa, za które przyszłoby mu pokutować długie lata. Szedł ulicą Smoczą, napotykając, pomimo późnej pory, zakochane parki,