Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lokatorzy jej nie oszczędzali i przy okazji mścili się na niej. Udało się im okraść Chudą Mańkę aż trzy razy.
Romek powoli wszedł do bramy. Ogarnął go dziwny smutek kiedy wchodził po krzywych schodach, do meliny, na poddaszu. Zrobiło mu się żal samego siebie. Do jakich dziur, to wstrętne życie przymusza go aby przyłaził. Stał dłuższą chwilę przy drzwiach, skąd dolatywał głośny krzyk kłócących się o jakąś przegraną w „sztosa“. Krzyk męski i kobiecy zlewał się ze sobą tak, że nic nie zdołał zrozumieć, prócz końcówek od przekleństw, używanych często w tych sferach.
Zapukał ostrożnie do drzwi, aby nie pomyślano, że to odwiedziny policji. Drzwi ostrożnie uchyliły się a z za nich wyjrzała znana mu twarz „szopenfeldzlarki”.
— Cicho tam... — krzyknęła. — Romek idzie.
Momentalnie otoczono go kołem, a sama gospodyni usiadła na łóżku, rada, że Roman tu zawitał. Był tu po raz drugi dopiero. Nie znosił tej wstrętnej spelunki...
— Co słychać, Romciu? — zawołał jeden z obecnych, który uważał siebie za bliskiego przyjaciela Romana. — Jak tam twoja Felka, co?
— To nie twój interes... — odparł, oglądając bacznie towarzystwo.
— Dlaczego nie?... Bardzo cię żałuję, że dałeś się tak w butelkę nabić... Żeby Romek był takim