Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

frajerem... Wstyd mi za ciebie... — zakończył głosem, w którym Roman wyczuł kpiny.
— Przymknij się, Buryło!... — zawołała sama gospodyni, obawiajając się, widać, awantury. — Roman przyszedł mnie odwiedzić, a nie was.
Kilka rąk chwyciło Buryłę za kołnierz i odrzucono go na stronę. Dostał też porządnego kopniaka od tej kobiety, która poprzednio powitała Romana z szacunkiem w drzwiach.
— Patrzcie go, jakim fetniakiem się zrobił... — zawołała. — Do kogo tak ładnie szczekasz... On by cię palnął w nos, to plułbyś z miesiąc kolorem...
Buryło tłumaczył się, że jest Romana przyjacielem i że bolą go niewymownie krzywdy kolegi.
— Ty patrz, aby ci nikt nie wlazł w paradę. Niech cię głowa o innych nie boli... Romek ma szerokie plecy i nie da sobie w kaszę nadmuchać... — zawołał krępy, mały złodziejaszek, patrząc z wielkim respektem na Romana.
— Siadaj, — zawołała gospodyni, podsuwając Romanowi krzesło przy samym jej łóżku, co miało podobno być wielkim zaszczytem. Zmierzyła taksującym wzrokiem jego paltko, skrzywiając bezzębne usta. Po chwili zaś zapytała:
— Jak ci się zarabia?... Czy to prawda, że twoja Felka ci „nawaliła“ i uciekła z Brytanem?...
— Ja was się o to zapytam? Specjalnie poto przyszedłem tu, by się dowiedzieć czy to jest prawda. Fefkę już dawno wypędziłem, — mówił chełpli-