Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łagodnie do kobiety. — My postaramy się zrobić, co będzie możliwe. Płacz nic tu nie pomoże. Złodzieje cierpią przez kobiety, to i kobiety muszą cierpieć przez złodziejów — dodał, uśmiechając się szelmowsko.
— Ale ja jestem matką! — wybuchła. — Ja nie należę do waszych kobiet!
— Właśnie dlatego natychmiast idziemy odnaleźć Brytana. Przyprowadzimy go żywego, lub umarłego do domu i do dzieci.
— Nie róbcie mu tylko krzywdy! — błagała.
— Głupia baba! — zawołał już Lipek zdenerwowany. — Jeszcze się lituje nad takim mężem. Tfu!
Obrócił się na pięcie i władczym głosem zawołał pod adresem Romana:
— Ubieraj się prędko i jazda!
Nie zapomniał też o Bryłce i Pechowcu, którzy patrzyli jeden na drugiego bezradnie, nie wiedząc, czy mają stąd odejść, czy też iść z dwoma przyjaciółmi.
— A wy marsz stąd! Szukajcie sobie waszych córeczek na własną rękę. Radziłbym wam udać się w tej sprawie do policji obyczajowej... Tam ją raz dwa odnajdą — kpił Lipek.
— Ty złodzieju jeden! — zawołał Pechowiec urażony. — Moja Irka nie jest taką kobietą!...
— Twoja Irka jest gorsza, niż ta, co stoi na rogu! Jazda stąd! Już was tu niema!!
Starcy poczęli bojaźliwie spoglądać na drzwi. Groźna postawa Lipka zrobiła swoje. Pechowiec