Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie; takim głupcem jeszcze nie jestem, abym kobietom opowiadał, gdzie się wybieram na robotę.
— Przypomnij sobie dobrze, brachu! Są chwile, kiedy kobiecie nie można odmówić. W takich momentach mogłeś być zbyt szczerym i wyklepać się. Każda kochanka złodzieja lubi mieć swego chłopa w ręku.
— Próbowała nieraz wchodzić ze mną w różne rozmowy, a nawet filozofowała niezgorzej o złodziejach i złodziejstwie. Głowę bym dał za to, że ona nie byłaby zdolna do takiej podłości. Nawet teraz nie rozumiem jeszcze, dlaczego tak postąpiła...
— Bardzo zwyczajnie, mój przyjacielu! Rozważ ten wasz stosunek na zimno, a przekonasz się, że grała tylko rolę zakochanej. Było jej wygodnie z tobą. Ubierałeś ją ładnie, dawałeś jej, czego tylko zapragnęła. Mogła też na twoje konto puszczać się na prawo i lewo. Masz poważanie u naszych. Chciała też bardziej przykuć do siebie Brytana, którego, moim zdaniem, także nie kocha prawdziwą miłością, tylko chce go oderwać od żony i dzieci, a później to samo uczynić, co z tobą. Zresztą, cóż jej to szkodziło, że żyła jakiś czas z tobą? Nie jesteś przecież brzydkim chłopcem.
— Co pomoże ta cała gadanina? — odparł Romek zirytowany. — Poradź lepiej, gdzieby ją teraz można było odnaleźć? Ty znasz wszystkie meliny w Warszawie.
— A może jest u ojca?
— Nie, — odparł Romek. — Ona z ojcem gnie-