Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się długo, otworzył wytrychem drzwi, prowadzące do piwnicy, i za chwilę wrócił.
— Teraz, gdy wszystko jest w porządku, możemy już iść. Ale powiedz mi, brachu, co będzie, jak Felcię zastaniemy w domu?...
— Ach, Felcię... Ona już dla mnie nie istnieje.
— Pewny jesteś tego?
— Zupełnie pewny. Umiem być mężczyzną, jak trzeba.
— Przysięgnij!
— Powiedziałem i basta! Ale i ty daj mi złodziejskie słowo honoru! Nie powiesz nikomu z naszych, gdzie Felcię zastaliśmy. Wstyd mi poprostu, że dałem się tak sfrajerować, uwierzywszy w jej miłość.
— Zrobiono! Masz grabę i przysięgam na swoją matkę, że o ile zerwiesz z nią, to nie pisnę nikomu nawet słowa. Ale, zdaje mi się, że jednak dużo chłopaków wie już o tym.
— Niech wiedzą! Ale ty nic nie grepsuj. Zrozumiano!!
— W porządku! Mnie nie potrzebujesz kilka razy powtarzać. Walimy do domu. „Kimać“ mi się chce i nochal mnie boli tak silnie, że nie mogę wytrzymać!
Była godzina poranna. Ulicami przewalało się mnóstwo ludzi. Dwaj przyjaciele unieśli kołnierze palt, aby nie spostrzeżono śladów ich „przyjacielskiego uścisku“. Krew przymarzła Lipkowi do twarzy tak, że nie było sposobu jej usunąć przed przybyciem do domu.
Gdy Romek odemknął drzwi od swego mieszka-