Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wał że ci dwaj znają się dobrze. Ręki jednak Lipek mu nie podał.
— Słuchaj, Kaziu! Czy ta kobieta z pod 14-go jest w domu?
Kazik nic nie odrzekł, uśmiechnął się jeno chytrze, przyglądając się Romkowi, który okazywał wielkie zdenerwowanie.
— Mów, nie bój się! — Lipek wsunął mu banknot do ręki.
Chłopiec rozejrzał się ostrożnie.
— Kiedy... sam właściciel opiekuje się nią. Nie mogę — zaskomlał błagalnie. Banknot jednak przyjął.
— Mogę stracić posadę. Zlituj się pan nademną!
— Masz jeszcze forsy i gadaj!
Młodzieniec wahał się przez chwilę i wreszcie zdecydowszy się ostatecznie, przybliżył się do Lipka i szepnął tajemniczym tonem:
— Ach, co to za kobieta; paluszki lizać!! — cmoknął wargami. — Ale jest teraz zajęta... — rzekł, patrząc na podnieconego Romana.
Roman nie czekał dłużej. Pobiegł po schodach na górę, szukając pokoju 14. Lipek kilkoma susami dogonił go.
— Ani kroku naprzód, słyszysz! Wszystko zepsujesz! Wróć natychmiast, jeżeli nie chcesz zgubić siebie i mnie!! Chodź ze mną z powrotem!
— Ale miałeś mnie przekonać?! To jeszcze mało, co ten smarkacz wygaduje.