Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Porządny chłop z ciebie! — kpił Roman — Ja na twojem miejscu nie wytrzymałbym... A może nie jesteś wcale mężczyzną?
— No, no, tylko licz się ze słowami! — zawołał Lipek urażony. — Jestem wiernym spólnikiem, a charakter złodziejski nie pozwala mi przyjacielowi przyprawiać rogów.
— Więc poradź, jeśli jesteś oddanym mi przyjacielem, co mam teraz czynić? — Bardzo prosto! Plunąć na wszystko i basta! Zabierz wszystko, co nakupiłeś dla niej, i kopnij do djabła to ścierwo!! Niech idzie do swojego ojca, albo do Brytana!
— Nie wypada tak postąpić. Co „chłopaki“ na to powiedzą?
— Ona jest znana; nikt ci nic złego nie powie. Moja w tym głowa!
Roman zaczął nerwowymi krokami przemierzać pokój. Nie mógł się pogodzić z myślą, by się rozstać z nią na zawsze. Czy kochał ją naprawdę, tego sam nie wiedział. Ale nie wyobrażał sobie życia bez tej kobiety. Przypomniał sobie, jakim sposobem go zdobyła. Nie mógł wprost uwierzyć, aby zdolna była do zdrady!... Analizował w myślach powody, które mogły skłonić ją do tego by nawiązać z nim stosunek miłosny. Ot, kaprys kobiety i nic więcej! — dopowiedział sobie w duchu. — A może więcej, niż kaprys! — Nagłe zwątpienie wstąpiło weń. — Muszę mieć dowody! namacalne dowody!! Sam trzymałeś się zasady: „nikogo nie posądzaj, aż naocznie się nie prze-