Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kiedy ciebie „wychlano“, postanowiłem zarobić forsę, by cię wyrwać. Miusimy wzajem się wspomagać, bo dziś ty, jutro ja wpadam. Na szczęście robota mi się udała, jeszcze lepiej, niż przewidywałem. Za pierwsze pieniądze kupiłem ci wałówkę, potem zastawiłem „blitwody“ w kilku lombardach. Wiesz, lepiej jest zastawiać brylanty w lombardach i nie wykupywać, niż mieć do czynienia z paserami. Jeden tylko pierścionek z brylantem zostawiłem dla twojej kochanki. Nie dlatego, że chciałem jej się przypodobać. Zrobiłem to dla ciebie, brachu. Uważam cię za najlepszego przyjaciela, jakiego kiedykolwiek miałem, — uśmiechnął się.
— Wiem o tym. Ale powiedziałeś, że chciała cię wziąść w swoje obroty?...
— Tak. Jeżeli nie wierzysz, mogę to jej powiedzieć w oczy. Zapraszała, abym usiadł na łóżku przy niej, gdy leżała cała rozebrana. Kazała mi rolety spuścić, niby dlatego, że światło dzienne razi ją... Potem, widząc, że nie zabieram się do rzeczy, wstała leniwie, siadając na krawędzi łóżka. Kazała mi znów rolety odsłonić. Słuchałem jej we wszystkiem i powstrzymałem się, żeby jej nie dotknąć. Czułem, że gdybym to uczynił, przepadłbym już. Później rzuciła naumyślnie podwiązkę pod łóżko i poprosiła, bym ją wydostał. Widząc, że się nie śpieszę, zawołała: „Idiota!“ Nic nie odparłem i wyniosłem się za drzwi. Na schodach doleciał mnie głośny rumor przesuwanych w gniewie krzeseł. Od tej pory omijam ją, jak węża.