Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kleństwem! Dlaczego nie zdechłem w więzieniu? — mówził Roman, a w głosie jego przebijała głęboka gorycz.
— O, brachu, bój się Boga! Co ty wygadujesz?! Najgorszemu wrogowi nie życzę, aby zdychał w więzieniu. Konasz, wołając matki, ojca, dzieci lub najbliższych sobie, a tu nikogo z nich, jak niema tak niema. Wybij sobie te kobiety z głowy, przebolisz, zapomnisz, tak jak ja zrobiłem. Zresztą nie brakuje kobiet na świecie. Będziesz ich miał dość, jeśli zechcesz.
Romek patrzał na przyjaciela z nietajonym podziwem.
— Wcale nie wiedziałem o twoim talencie krasomówczym, — zawołał, szyderczo się uśmiechając. — Pominąłeś się z powołaniem.
— Przestępcami są niemal wszyscy ludzie, — krzyczał już teraz podniecony bardzo Lipek. — Jeden mniej, drugi więcej czyni przestępstw, ale czynić, to czynią wszyscy. Więzienia nie mogą wszystkich pomieścić. Silniejsi chwytają słabszych i pakują tam!! Bóg widzi wszystko, ale nic nie mówi.
— Przestań lepiej filozofować — przerwał mu Romek. — Poradź mi lepiej, gdzie odnaleźć Felcię.
— Na co ci ona? Twoja Felcia jest „wredna“, chytra i zdradliwa jak wąż. Mnie też chciała wziąść w swoje obroty. Ale ja nie frajer...
— Kłamiesz! — krzyknął Roman wściekły.
— Nie żołądkuj się, bracie! Wszystko ci powiem.