Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nawiści. Nienawidziła go za to, że stał się obojętnym do niej. Nienawidziła go, że nie porzucił żony i dzieci dla niej. Była to nienawiść, zrodzona z miłości do niego. — Ona go kocha — uświadamiał sobie gorzko, — a ja jestem tylko dla niej zabawką. Zabawką przyjemną i służącą do wywołania w Brytanie zazdrości!
Co robić teraz, co robić?! — biadał. Jak ja będę śmiał Brytanowi w oczy spojrzeć. On jest w porządku. Ona go kocha, a ja zawiniłem przeciw niemu, zabierając mu Felcię. Postanowił zagrać w otwarte karty. Zapyta ją w obecności Brytana, kogo woli, jego czy Brytana. Niech powie! To będzie dlań służyło za najlepszy dowód. Kiedy usłyszy z jej ust, że ona kocha Brytana, natychmiast odejdzie i poprzysięgnąć sobie, że odtąd będzie omijał każdej kobiety, tak, jak trędowatego omijają ludzie zdrowi. A może ona jest niewinna i moje podejrzenia są fałszywe — pocieszał się jeszcze w duchu, jak tonący, który chwyta słomkę, widząc w tym ratunek.
Upłynęła jedna godzina, potem druga. Felcia nie wracała. Zaczął się poważnie niepokoić. Może popełniła samobójstwo, dlatego że śmiał ją podejrzewać niesprawiedliwie. Chwycił kapelusz, palto i wybiegł na poszukiwanie. Na schodach natknął się na Lipka.
— Dokąd tak śpieszysz?
— Ach, to ty! Słuchaj, nie widziałeś przypadkiem Felci?
— Co się stało?