Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szło, nie zważając na to, że Brytana nienawidzę, pobiegłam zaraz do niego. Brytan postawił mi warunek.
— Jaki to był wanunek, jestem bardzo ciekaw?!
— Że musisz, po twoim zwolnieniu, być jego spólnikiem.
— I to wszystko? Nic więcej?
— Tak! — odparła, spuszczając oczy.
— Mniejsza o to! — zawołał Roman, tłumiąc w sobie gniew. — Ale pamiętaj, nie myśl czasem, że jestem takim głupcem, jak tobie się wydaje. Chcę się przekonać, jak daleko sięga twoja bezczelność i podłość. Marsz! Do Brytana! — zawołał, wskazując ręką drzwi.
Felka stała chwilę niezdecydowana, poczem zawołała:
— Jak nie chcesz, to nie. Mnie tam wszystko jedno, tylko nie gniewaj się na mnie.
— Marsz po Brytana! Wiele razy mam ci to powtórzyć! — krzyczał już, okropnie wzburzony. Dyszał ciężko, zgrzytając przy tem zębami. Felcia przestraszona, wybiegła za drzwi.