Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gonić za nią, czy też dać spokój, wreszcie machnął ręką i skręcił w ulicę Gęsią.
Roman nie zdążył dokładnie się zastanowić nad tym wszystkim, kiedy poczuł lekki zawrót głowy. Dziwne uczucie niepokoju ogarnęło go. Czyżby to było prawdą, co słyszał z jej ust. Ale jakim sposobem zetknęli się w tak późną nocną godzinę? Dlaczego, gdy ich zauważył, byli niemal przytuleni do siebie, a później jakby się odsunęli od siebie? Czyżby go zauważyli i odegrali przed nim zręcznie zaaranżowaną komedję? I może naumyślnie rozmawiali tak głośno, by mógł ich rozmowę słyszeć. Był rad usłyszeć z jej ust, że kocha go, a zarazem podejrzewał, że płata mu nowego figla. Nie ulegało wątpliwości, że to spotkanie nie było pierwsze ani przypadkowe.
Cóż miał robić? Narazie nie zdawał sobie sprawy z tego, jak postąpi, kiedy przyjdzie do domu. Minęło kilka minut i zrozumiał, że z przyczyny tej kobiety czeka go wielkie nieszczęście. Uczucie to opanowało go całkowicie w drodze do domu.
Przed domem natknął się na Felcię. Stała przytulona wewnątrz bramy, w pozycji wyczekującej. Gdy go ujrzała, wybiegła mu na spotkanie.
— Ach jesteś już nareszcie, mój kochany! A ja miałam dziś dziwne uczucie. Lękałam się, że jesteś znów „zasypany“. Stale myślę tylko o tobie. Ach, tak! — zawołała nagle — gotowam byłam zapomnieć. Zgadnij kogo spotkałam przed chwilą?
— Skąd mogę wiedzieć? — odparł Roman, dzwoniąc do bramy.