Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

za nimi, chcąc przychwycić, choć urywane słowa rozmowy.
— Zamorduję ich obu! — postanawiał w duchu, ściskając przytem rewolwer w kieszeni. Tak haniebnie dał się nabrać. Wierzył w jej miłość, a ona zdradza go z największym wrogiem! Nic już nie rozumiał! Poco potrzebowała udawać zakochaną?... Przeklinał w duchu całą płeć kobiecą. Do takiej podłości i przewrotności, nie wierzył, aby kobieta była w ogóle zdolna.
Zatrzymał się, widząc, jak się żegnali. Słyszał wyraźnie teraz rozmowę. Głos Felci:... „To już moja w tym głowa, że będziecie jeszcze najlepszymi przyjaciółmi. Co było, to już przeszło. Pójdziecie jeszcze razem na robotę.“
Przytulony do wnęki w bramie, Roman wstrzymał oddech, by dalej słyszeć. Rewolwer wpuścił głębiej do kieszeni, na swoje miejsce.
— Ty go kochasz i dlatego chcesz, byśmy się przeprosili! — zawołał Brytan głośno.
— Trudno! Jego tylko kocham! Zapomnij o tym, co było między nami. Chcę, abyśmy byli tylko przyjaciółmi. Nie trzeba lepszych spólników, jakimi wy obaj jesteście.
— Nie wierzę, aby on chciał ze mną pójść do miasta. On myśli, że jestem jego wrogiem. — Odparł Brytan.
— Głupstwo! To samo on mówił o tobie. Wiesz, kiedy ganiłam twoją brutalność, bronił cię jeszcze. Nie raz powtarzał mi: — „Gdyby nie ty, Felcia, do