Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XI.

Była już późna noc. Ulice dawno wymiecione z ludzi, tylko gdzieniegdzie snuł się handlarz uliczny, zachwalając swoje obwarzanki przed spóźnionym przechodniem. Roman szedł spiesznym krokiem. Dopiero teraz począł na nowo myśleć nad tym, co Felcia porabia. Jak go przywita, gdy wcześniej niż zwykle, zjawi się w domu? — Zapewne śpi już, — myślał — albo niespokojnie oczekuje go przed bramą, jak to nieraz czyniła. A może... Nie, nie! Ona mnie kocha. Najlepszym dowodem jest to, że nie uciekła jeszcze odemnie. — Wtem odbił mu się o uszy jej głos, który znał doskonale. Obejrzał się i doznał uczucia, jakby otrzymał znienacka cios obuchem w głowę. Felka szła przytulona do jakiegoś mężczyzny, prowadząc szeptem poufną rozmowę. Przetarł oczy i to, co teraz ujrzał, po prostu przeraziło go. Zatoczył się na nogach jak pijany. Przywarł do muru, a oni, Felka i Brytan przeszli mimo. Byli tak zajęci sobą, że nie zauważyli go zupełnie.
Posuwał się, z sercem ściśnionym boleśnie, cicho