Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zupełnie innym człowiekiem stawał się Lipek w stanie nietrzeźwym. Awanturował się o byle co. Nie było sposobu wstrzymać go, by się nie zdradził przed kimś swoim „fachem“. Krzyczał, hałasował, używał tylko wyrazów pijackich i gwarowych. Każde zdanie musiało być zaopatrzone mało dyplomatycznym zwrotem rosyjskim... Każdy obawiał się go wtedy zaczepić. Kiedy stał się wspólnikiem Romana, dał mu „złodziejskie słowo honoru“, że wódkę będzie pił tylko w jego obecności. Roman miał wpływ na niego i Lipek słuchał go we wszystkim. Znał jego słabą stronę, chcąc więc załagodzić wiszący w powietrzu konflikt, Roman zaproponował, aby poszli razem gardło odwilżyć, na co Lipek odrazu się zgodził.
Tym razem nie poszli już do znanej im knajpy. Chcieli się zabawić „po frajersku“, to znaczy we frajerskim lokalu. Obaj byli w różowych humorach. Za pewnie dobry uczynek z artystką przyczynił się do tego. Lipek był rad teraz, że Romek rezygnując ze śledzenia Felci, postanowił się z nim zabawić razem. Pieniędzy im nie brakło, a więc nic nie stało na przeszkodzie temu, aby spędzić wesoło wieczór.
— Nareszcie dziś zabawimy się „po złodziejsku“! — zawołał uradowany Lipek, kiedy usiedli przy stoliku przyzwoitego lokalu przy ul. Marszałkowskiej. Kelnerzy usługiwali zręcznie i z uszanowaniem.
— Ach, jak to dobrze mieć forsę! — wołał Lipek. — Zyrkaj, jak wszystkie kobietki patrzą tu na nas!