Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szę mu powiedzieć, że ja tu byłam. Przyjdę jutro wieczorem.
Romek ubawiony przygodą, pomógł jej włożyć palto, podczas gdy Lipek operował jej torebkę.
Au revoir — zawołała wesoło, chwytając torebkę i rękawiczki, które leżały na stoliku.
— Co za wariatka, — zawołał Lipek gdy znikła za drzwiami — co to ona nam powiedziała na pożegnanie... rywal... rewal... Ty jesteś uczony, to wszak wiesz chyba co to oznacza?
Romek nie chciał się zdradzić, że sam nie rozumiał znaczenia tych słów, ale miarkując że musiało to być słowo jakiegoś obcego języka, wyjaśnił Lipkowi że miało to oznaczać, że zaprasza przyjaciół do teatru.
— Jazda, wyrywamy stąd czemprędzej! Frajerka może zauważyć brak forsy i biżuterii z torebki. — zawołał Lipek.
— Pokaż, coś zabrał. Zdaje się, że daremnie się fatygowałeś.
Lipek otworzył portmonetkę i okazało się, że Romek miał rację. Było tam kilka groszy, pierścionek i jakieś bezwartościowe świecidełka teatralne.
— Patrz! — zawołał rozczarowany Lipek — a ja myślałem, że każda artystka posiada prawdziwe brylanty!... Nie warto było ryzykować!
— Wiesz co, Lipek. — powiedział z nagłym postanowieniem w głosie Romek — położymy to wszystko na biurku i pójdziemy stąd sobie. Musi być biedna, nie trzeba jej krzywdy wyrządzać. Zresztą wi-