Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

narkę i spodnie słomą, wciągniemy na to frak, wsadzając miotłę do środka — śmiał się Lipek.
— To nie kawał. — odparł Romek — Wiesz my zrobimy lepszą grandę. Dopiszemy mu parę słów do jego rękopisu!
— Ja tam pisać nie chcę. Znają mój charakter pisma w urzędzie śledczym. — powiedział niechętnie Lipek.
— To ja napiszę! — odparł Romek.
— Ale co napiszesz?
— Zaraz, zaraz! tylko pomyślę.
— Zrób to do cholery prędzej, bo możemy tu jeszcze spotkać się z tym twoim literatem. On zapewne nie będzie się tobą cackał i zawezwie policję
— Nie, nie, literat tego nie zrobi — zapewnił go Romek.
— Frajer to frajer, ja tam nie wierzę nawet literatowi.
— A ja się założę z tobą, że zaczekam na niego. — zawołał naraz Roman.
— Zwariowałeś, czy co? Napisz lepiej, co chcesz i chodź stąd!
— Nie, ja zostaję.
Nie czekając, aż on się zgodzi, zapalił światło. Lipek przerażony złapał Romana za rękę, pociągając za sobą.
— Co chcesz nieszczęście sam na siebie sprowadzić? Chodź stąd, a jak nie, to sam idę!
— Idź, jak chcesz! Ja zostaję. Nigdy jeszcze w ży-