Przejdź do zawartości

Strona:PL Urke-Nachalnik - Wykolejeniec.pdf/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ja jestem odpowiedzialny! — rzekł ze stanowczością w głosie policjant. — Nie trzeba go kuć. Jazda, idziemy!
Za bramą wnet ujrzał, że jakaś dorożka posuwa się za nimi. W odpowiednim oddaleniu od bramy więziennej, z dorożki wyskoczyła Felcia, chwytając go w objęcia, na środku ulicy. Policjant niby udawał, że broni dostępu do aresztowanego:
— To jest niedozwolone! Niech pani stąd odejdzie. Na rogu ulicy wsiądziemy razem do dorożki.
W parę minut potem siedzieli we troje w dorożce. Felcia, przytulona do Romka, flirtowała na zabój z policjantem. Romek kładł to oczywiście na karb poświęcenia dla niego.
W poczekalni sędziego, Felcia zaczęła mu opowiadać o wypadkach, jakie zaszły w nieobecności Romana.
— Ten twój Lipek to morowy chłop! — mówiła. Wiesz, co on zrobił?
— Skąd mogę wiedzieć? Wiem tylko, że wałówkę dziś mi dostarczył. Dziwię się, skąd wziął forsy. Zostawiłem go ogołoconego z pieniędzy na wolności.
— On już wcale nie jest „goły“. Właśnie chciałam ci o tym powiedzieć! Kiedy przyszedł do mnie z nowiną o twojem nieszczęściu, powiedział, żegnając się ze mną: — Muszę dziś zarobić, by kolegę ratować, choćbym miał za to przypłacić wolnością! — Dziś nad ranem, kiedy jeszcze leżałam w łóżku, przebudzona zostałam pukaniem do drzwi. Pytam się więc: — Kto tam? — To ja, Lipek, — odpowiada głos z za