Z radością byłby ujrzał doktora popełniającym błąd jaki, bo miałby sposobność pomścić się za nikczemne zabójstwo, usiłowano na osobie umierającego Percewala.
Doktor stał do niego plecami obrócony, lecz w lustrze wiszącém na przeciw widział jego Obraz. Może ta żyjąca groźba przyczyniła się do nadawania matematycznéj dokładności jego ruchom.
W miarę jednak jak postępowała operacja, serce starego Jakóba miękło widocznie. Zachował jeszcze straszną postawę, ale wgłębi serca, był znowu dobrodusznym jak zwykle człowiekiem.
Gdy Frank Percewal po raz piérwszy otworzył oczy, wypogodził się wzrok Jakóba, łza mu spłynęła po licu.
Dłoń jego bez gniewu już ściskała rękojeść kordelasa; a w panu Moore widział on teraz nie zbójcę, lecz zbawcę.
— O jakże mocno kochał Jego Wielmożność, pana Franka Percewal!
Po skończoném obandażowaniu, lekki szkarłat wrócił na wybladłe usta ranionego, Jakób śmiał się i płakał z radości, puginał wypadł mu z ręki.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/271
Wygląd
Ta strona została przepisana.