Strona:PL Tripplin - Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego.pdf/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzył i wysmarował przedziwnie pachnącym olejkiem.
Potém dobył z kieszeni coś z tła jedwabnego, złożonego i zwiniętego w niedużą trąbkę. Rozłożył to tło na podłodze, i przykręcił jego jeden koniec do dużéj kamiennéj butelki, stojącej w kącie. Zaraz też ów przyrząd napełniać się zaczął gazem i przybrał kształt dość sporej ryby. Był to po prostu balon w kształcie ryby, pięknie malowany i karmazynowemi skrzelami opatrzony.
— Człowiek już nie dzisiejszy, mój przyjacielu, powie doktor, już moje skrzydła nie tak mocne, jak były kiedyś, pocóż je mam nękać więcéj? Tak, za pomocą tego konika, którego noszę w kieszeni, jazda daleko lepiéj idzie, tylko czasem machnę skrzydłem, i z łatwością szybuję po powietrzu. A jak idzie z wiatrem, to i skrzydłami machać nie potrzebuję, tylko je rozepnę, nastawię na wiatr i daléj jazda. Przecież i ty będziesz musiał posługiwać się tym konikiem z początku, nim nabierzesz wprawy.
Już się doktor miał puszczać pod obłoki na swéj rybie, gdy nagle zabrzmiała w powietrzu nad samą wieżą prześliczna muzyka licznej orkiestry.
— Co to jest, na miłość Pana Boga? spytam oczarowany i zadziwiony.
— To nasi dyletanci i wirtuozi z towarzystwa