Strona:PL Tripplin-Hygiena polska Tom 1.pdf/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
BRAK WSZYSTKIEGO. — WSTRĘT DO SZPITALA. 211

roba, w mieszkaniu częstokroć na czwartém piętrze położeném, do którego piąć się trzeba po najgorszych i najciemniejszych schodach, wystawiając się na złamanie karku. Szyby wybite, piec dymiący, łóżko grożące zapadnięciem się, żadnych naczyń na pomieszczenie odchodów, a za nic w świecie ani wanny do dania kąpieli w wielu razach tak nadzwyczaj skutecznych, żadnych prześcieradeł i koców niezbędnie potrzebnych do wzbudzenia potów, tak pożądanych w téj chorobie, któréj uleczenie zawisło od oddziałania ogólnych sił organizmu na zewnątrz.
U nas żaden lekarz nie odmówi najuboższemu w dzień i w nocy swéj pomocy, u nas lekarz z narażeniem własnego zdrowia, własnego życia umié pełnić trudne obowiązki swego powołania, ale na cóż się przydadzą lekarstwa udzielane za darmo ludziom, którzy najpierwszych wygód życia nigdy nie doświadczają i odbywają okrutną, natychmiastowéj silnéj pomocy potrzebującą chorobę, w powietrzu przesiąkłém wilgocią i najobrzydliwszemi wyziewami? i tak się dzieje, że nie jeden ojciec, wielkiém wysileniem rodzinę swoję przy życiu utrzymujący, a na liście ubogich niepomieszczony, ginie marnie ofiarą własnego wstrętu do szpitala, ofiarą niewygód własnego domu.
Tym czasem gdy nas napadnie straszna epidemija, liczba chorych ciągle wzrasta, a z nią przestrach publiczny i zatrudnienie lekarzy. Nie jeden przez publiczność niepoznany, nieuznany, nieoceniony lekarz,