Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bywała się jakaś praca, a to zjawisko łączyło go więcej nietylko z nią, ale z imieniem Tego, za przyczyną Którego ta przemiana spełniała się.
Masłowa, powróciwszy na salę dziecinną, gdzie stało ośm łóżek, zaczęła, wedle rozporządzenia siostry, prześciełać pościel. Przechyliwszy się zbytnio nad łóżkiem, na ślizkiej posadzce obsunęła się i tylko co nie upadła. Patrzący na to podwiązany rekonwalescent mały chłopczyna, zaśmiał się. Masłowa wybuchnęła śmiechem głośnym, Śmiech udzielił i dzieciom.
Siostra burknęła gniewnie.
— Co się tak ryzasz? Myślisz, że tam jesteś, gdzieś była? Ruszaj po jadło!
Kasia zamilkła i wziąwszy naczynie, poszła, gdzie jej kazano. Ale spojrzawszy na podwiązanego chłopczynę, któremu nie kazano śmiać się, znów pocichu zachichotała.
Kilka razy podczas dnia wysuwała z koperty fotografię, aby na nią popatrzeć. Ale dopiero wieczorem, gdy pozostała sama z posługaczką w ich pokoiku, wyjęła całkiem z koperty fotografię. I długo, długo patrzyła, każden rozglądając szczegół i twarzy, i ubrania, i schodków ganku, i tych krzaków, na tle których rysowały się postacie fotografowanych.
Nie mogła nacieszyć się, patrząc na tę zblakłą, pożółkłą kartkę, widząc się na niej taką młodą, taką ładną, z kręcącemi się naokoło czoła włosami.
Nawet nie spostrzegła, gdy towarzyszka jej weszła do izdebki.
— Co to takiego, to on ci dał? — zapytała dobroduszna, tłusta posługaczka, pochylając się nad fotografią.
— Czy to ty jesteś?
— A któżby miał być — śmiejąc się, rzekła Kasia, patrząc, w twarz posługaczki.