Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wspomniał cały brak wiary w swój talent. — No, tak, mniejsza z tem, aby tylko swobodniej odetchnąć. Najpierw Konstantynopol, później Rzym. Przedewszystkiem uwolnić się od obowiązku sędziego przysięgłego. I następnie załatwić rzecz z adwokatem.
Nagle niezmiernie jasno stanęła mu przed oczyma aresztantka o czarnych, skośnych oczach. Jakim ona wybuchnęła płaczem, gdy udzielono jej głosu po raz ostatni jako podsądnej.
Zgniótł pospiesznie dopalony papieros, zapalił drugi i zaczął chodzić tam i napowrót po pokoju.
I zaczęły mu przychodzić na myśl wszystkie chwile z Kasią przeżyte. Wspomniał ostatnie widzenie się z nią, i tę żądzę, która go opanowała, i rozczarowanie, jakie nastąpiło później. Wspomniał białą sukienkę i pasek niebieski, i ową noc Zmartwychwstania.
— Wszakże kochałem ją prawdziwie! kochałem miłością czystą, dobrą i w tę noc Zmartwychwstania, i wtenczas, kiedym bawił na wakacyach u ciotek, pisząc moją rozprawę.
Przypomniał sobie, jakim był wówczas.
I owionęło go to życie świeże, młode, krzepkie, i stało mu się smutno, bardzo smutno.
Różnica pomiędzy nim, jakim był wonczas, a jakim jest dziś, była ogromna. Może daleko większą, niż różnica pomiędzy ową Kasią z cerkwi, z Kasią w sukience białej, a tą dziewczyną, którą sądzono dziś rano.
Wówczas był on dzielnym, swobodnym, nie rozumiejącym, co to przeszkody i niepodobieństwa.
Dziś był niewolnikiem bezcelowego, pustego, lichego życia, a wyrwać się z tego błędnego kręgu nie miał możności, a nawet, prawdę powiedziawszy, i chęci. Dawniej czuł się człowie-