Strona:PL Tołstoj - Zmartwychwstanie.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kiem prawym, kochał prawdę, walczył w jej imieniu.
Dziś cały w kłamstwie tonął, w strasznem, przerażającem kłamstwie, uznawanem przecież za prawdę przez cały świat otaczający.
I nie było sposobu wybrnąć z tego kłamstwa; przynajmniej dziś na to rady nie znajdował.
Zabrnął, ugrzązł, przywyknął, lubował się w tym fałszu.
Jak zerwać stosunek z marszałkiem i jego żoną, aby módz śmiało spojrzeć w oczy tak im samym, jak ich dzieciom? Jak rozplątać bez fałszu stosunek z Missi? Jak rozwiązać kwestyę bezprawnego władania ziemią, a spadkiem odziedziczonym po matce? Jak naprawić złe względem Kasi?
— Wszystko to rozwiązać, załatwić należy. Czyż mam prawo porzucić kobietę, skwitować ją zapłatą za obronę adwokatowi, wybawić od katorgi, na którą nie zasłużyła? Za występek rzucić banknoty, jak to uczyniłem niegdyś, sądząc, że tak wszyscy postępują, więc tak postąpić wypada?
I stanęła mu żywo w pamięci, gdy dogoniwszy ją w korytarzu, wsunął jej za gors sto rubli w kopercie.
— Pieniądze! — Ze wstrętem i wstydem wspomniał o tej chwili. — Przebóg, cóż to za szkaradzieństwo! — przemówił głośno sam do siebie.
— Łotr i niegodziwiec może tylko postąpić w ten sposób. I ja to, ja, nie kto inny, jestem tym łajdakiem, tym łotrem. Czy rzeczywiście, czy istotnie jestem takim niegodziwcem? Więc któż? — pytał sam siebie, zatrzymując się. — Alboż to koniec na tem? — myślał dalej. — A jak nazwać stosunek z marszałkową i jej mężem?