Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jająco słodkim uśmiechem, kiedym ja do niej mówił, to dlatego, że to były słowa zakochanego człowieka, ale nie dlatego, że były moje. Kiedym jej ręce całował, garnęła się nie do mnie, ale do mężczyzny, który kocha. Uklękła nie przedemną, ale przed własną wyobraźnią, przed samą sobą. Dlatego nie zemdlała i nie zerwała ze mną po tem, com jej powiedział. Ja jej nie obraziłem, ja nie byłem sobą, byłem tylko sprzętem, który uosabiał jej wyobraźnię. Ona nie pisywała do mnie — pisywała do siebie, dla siebie. Przez cały czas naszego stosunku, od pierwszej chwili, byłem reprezentantem siebie samego, reprezentantem człowieka, który kocha i którego się kocha, ale nie nim samym. Ona tylko jedno ze mną zrobiła — zerwała ze mną. Ocknęła się nagle, zobaczyła, że, idea zakochanego i kochanego mężczyzny zbliża się do tego, że będę jakimś szczególnym danym przypadkiem, bo ślub byłby położył koniec tej grze imaginacyi — i cofnęła się. Nie miała dla mnie żadnego uczucia i dlatego mogła się cofnąć tak bez żadnego na mnie względu. Cień, idea rozwiały się, a cóż ja ją obchodziłem? Teraz to wszystko widzę, pojmuję, rozumiem, wszystko mi jasne. A kiedy o tem myślę, jasne mi jest również, że przyjdzie teraz jakiś inny człowiek i powie Maryi: kocham. Czy Ty wiesz, co to jest powiedzieć kobiecie: kocham? To jest tak, jak kiedy słońce przenika światłem kwiat. Więc przyjdzie ktoś inny — a ja — ja żyć będę!... Wiem to. Będę nawet patrzał na Maryę, kochaną przez innego, będę patrzał na to, jak w nią wnika ta lotna część jestestwa człowieka, która zeń wyrywa się i przesnuwa w kochaną kobietę. Ach!