Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dnak on czuł, że wszystko w niej jest miłością i tylko miłością. On tak kochał niegdyś Maryę.
Oto jest u celu swego życia, u celu, o którym marzy, odkąd zaczął marzyć, do którego dąży, odkąd zaczął mieć wolę: jest naprawdę kochany... tylko nie przez tę, którą on sam kocha...
Uczuł, że depce, że zdobywa, druzgocąc, i że druzgoce istotę niewinną. Cóż za złe fatum!
Gdyby Marya była go tak naprawdę kochała: byłby doszedł do najwyższego szczęścia przez najwyższe szczęście; tymczasem teraz on jest nieszczęśliwy, jak był, a z jego nieszczęściem może się związać nowe, tej biednej dziewczyny, tej Eli.
— Elu — ozwał się — powiedz, przebaczasz mi?
Odjęła twarz od jego piersi i podniosła ją ku niemu.
Zrozumiał: stała przy nim, jakby łudząca się jeszcze nadzieją, czysta, biała, dziewicza panna młoda do ślubu serc: żal zdławił go, schylił się i przycisnął jej ręce do ust.
Teraz ona zrozumiała: zachwiała się, roztwarła dłonie u rozchylonych nagle rąk i byłaby padła, gdyby nie był zdążył na czas jej objąć ramieniem.
Owładnął nim jakiś strach, że coś złego popełnił, chciał skończyć już ten dramat jak najprędzej, w jakikolwiek sposób. Zemdlonej Eli zostawić nie mógł, podniósł ją więc bez namysłu na rękach i otwarłszy nogą niedomknięte drzwi od sieni, w której świeciła się lampka nocna, począł ją nieść do jej pokoju na piętrze. Z sieni wyszedł na schody; na razie nie czuł ciężaru,