Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nagle, jakby jakąś przemożną i niezwalczoną siłą pchnięta, zwróciła się ku niemu i upadła mu twarzą na piersi, wybuchając ponownie płaczem. Czuł, że w nim samym szuka przed nim ratunku.
— Kochasz mnie? — szepnął.
— Nad życie — odpowiedziała wśród łkań.
Wtedy on doznał dziwnego wrażenia dotkliwej przykrości; on sam miał w sobie dla niej w tej chwili wszystko, co dla kobiety mieć w sobie można, oprócz kochania. Jeden nerw uczucia w sercu mu nie drgał.
Czuł się winnym, przedewszystkiem winnym, przytem po prostu nie wiedział, co zrobić?
— Nie kochaj mnie! — szepnął. — Nie jestem tego wart i sam kochać ciebie nie mogę.
— To też ja nie chcę żyć! — jęknęła Ela.
— Dziecko — przerwał jej, czując, że mu się gardło ściska. Pierwszy raz w życiu czuł się kochanym przez kobietę naprawdę i uczuł, że tej miłości jest taki ogrom, iż przygniata i prawie zgina. Przeląkł się tej potęgi, która ogarnęła go nagle, jak morze, taki sam żywioł, jak ono. Miał wrażenie, że fala tej miłości spiętrza się, zalewa go z głową, pochłania go, grunt mu podmywa z pod nóg, topi go i porywa z sobą rozkiełznana, paląca, szalona... Przy nim zaś była tylko jedna smukła i wiotka dziewczyna, z twarzą na jego piersiach ukrytą, płacząca, słaba i bezsilna, którą mógł wziąć na ręce, jak dziecko, albo położyć sobie u stóp, gdyby był chciał.
Ela nie mówiła nic, nie cisnęła go do siebie, a je-