Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szedł z rewolwerem w kieszeni pożegnać się z nią, postanowił sobie bowiem w łeb palnąć.
— Ten świetny Borzewski? — rzekł Rdzawicz przypominając sobie pięknego blondyna z dużymi wąsami.
— Ten świetny Borzewski — powtórzyła Strzeliska. — Wtenczas Marya zrobiła to, co była zrobić powinna: padła przed nim na kolana i zaklęła go na wszystkie świętości, aby przyjął jej posag, który miał być przecież za kilka miesięcy jego własnością, i pokrył z niego to, czego brak w sumie jego sióstr małoletnich. On z początku o tem słyszeć nie chciał, potem, pod grozą, że jeżeli nie przyjmie, to ona się otruje, zgodził się.
Rdzawicza począł wstrząsać nerwowy dreszcz i kurcz ścisnął mu gardło: zdjął go niewypowiedziany żal nad Maryą, a zarazem niewypowiedziany żal, że tyle miłości i tyle poświęcenia z jej strony odbierał kto inny, nie on; względem Borzewskiego zaś burzyła się w nim niechęć, gniew, że Marya przez niego cierpi, i zazdrość, silniejsza, niż wszystkie inne uczucia.
— Było to jednak łatwiej przyrzec, niż zrobić — mówiła dalej Strzeliska — gdyż Marya nie jest jeszcze pełnoletnią, a ojciec mój, do którego uproszona przez nią pisałam, a który administruje jej majątkiem, oświadczył mi wręcz, że odda powierzony sobie posag Maryi albo jej, kiedy dojdzie do pełnoletności, to jest za czternaście miesięcy, albo jej mężowi, jeżeli przedtem za mąż pójdzie.
Pytał się także, dlaczego Marynia chce podjąć tak znaczną część posagu, a my naturalnie nie mogłyśmy