Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

więc ten Rzym, którego wielkość płoszy sen z waszych powiek i czyni was głuchymi na wyraźny głos nowych czasów? Wszystko na tej ziemi kończy się, i człowiek i naród, skała nawet kruszeje. Rzym przeszłości skończył się, skruszał...
Konsul zrobił ręką ruch przeczący.
— Wiem, co mi odpowiesz — mówił biskup. — Powiesz mi, że w Rzymie biją dotąd dla naszej przeszłości serca gorące, wskażesz Flawiana, siebie, Juliusza, Galeryusza i stu innych senatorów, którzy położą w każdej chwili szlachetne głowy za dawny Rzym; powiesz mi, że obok was stanie połowa Italii i rzuci na ostatnią stawkę mienie i życie. Nie przeczę, iż tak będzie. Słońce, zanim gaśnie, oblewa jeszcze raz płomieniami swojemi zachodni skraj nieba. Lecz czemże wy jesteście, wy, dawnego porządku zwolennicy, w porównaniu z całą potęgą cesarstwa? Jedna wygrana bitwa złamie wasz opór na zawsze. A tej bitwy nie wygracie wy, bo przeszłość spełniła się bezpowrotnie. Innym narodom powierzył już Bóg kierownictwo nad ludzkością.
— Mówisz o Bogu Galilejczyków — odezwał się konsul z przekąsem.
— Mówię o Bogu prawdziwym, o stwórcy i rządcy świata, który istniał zawsze, chociaż Go ludzie nie znali.
— I ten to Bóg postanowił naszą zagładę?
— Ten Bóg postanowił uwolnić ludzkość od ciasnych praw i pojęć przeszłości, od jej samolubstwa i okrucieństwa.