Strona:PL Teodor Jeske-Choiński Ostatni Rzymianie Tom I.djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

każdy Rzymianin powinien wytrwać na stanowisku, choćby miał cierpliwość życiem przypłacić. Wracaj do Pyksus, dekuryonie, i dochowaj wiary ołtarzom narodowym.
Teraz podniósł Hortenzyusz głowę i utkwił w twarzy prefekta wzrok z takiem wytężeniem, jak gdyby rozwiązywał zagadkę, wypisaną na jej rysach. Oczy Flawiana mówiły coś do niego, czego zrazu nie zrozumiał, ale kiedy pojął, przyłożył prawą rękę do piersi i odparł:
— Stanie się podług twojego rozkazu, prześwietny panie!
Nikomachus Flawianus klasnął w dłonie. Gdy na znak ten weszli liktorowie i urzędnicy, rzekł do jednego z pisarzów:
— Naczelnik dróg wyda dekuryonowi Hortenzyuszowi upoważnienie do bezpłatnego korzystania z poczty cesarskiej. Mój szatny zdejmie z niego te łachmany i ubierze go w suknie jego stanu.
Już chciał się podnieść z krzesła, kiedy na progu stanął wywoływacz i oznajmił głosem donośnym:
— Znakomity Winfridus Fabricyusz, wojewoda Italii, prosi o posłuchanie!
— Niech wejdzie! — rozkazał prefekt.
Wywoływacz odsunął kotarę i w sali ukazał się wojewoda. Był on tak samo, jak w domu Symmacha, w stroju wojskowym, z mieczem przy boku. Tylko płaszcza nie włożył na siebie. Zbliżywszy się szybkim krokiem do krzesła kuralnego[1], przyklęknął na jego stopniach i odezwał się:

— Nasz boski i wieczny pan, Walentynian, przysyła Twojej Prześwietności łaskawe pozdrowienie.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – kurulnego.