Strona:PL Tegner - Ulotne poezye.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bez ustanku
W wichrów mocy,
Od poranku
Aż do nocy,
Przez bezdroża
W chyże biegi,
Kroplo morza,
Zmywaj brzegi
Północnéj ziemi!...

Duchy w głębinie
Słuchają skryte w podwodne progi,
Żali nie spłynie
Czarny duch zemsty, by zamknąć drogi —
Zamknąć otwarte życia wierzeje! —
...............
Nie, to nie mściciel, — to Ojciec świata,
W swoje miryady
Z otwartą dłonią — światłością wzlata
I w swe posady
Od wieków w wieki bogactwa sieje
Wśród zorzy róż —
On wielki stróż!...

Wybrzeża dzieci,
Huśtane szparko w falach głębiny,
Strzegą się sieci,
Która zarzuca im wodne liny
I w nocnej porze
Pochwycić może! —

Od wschodu zdali — na wód pościeli
Wśród nocnej ciszy — wyspa się bieli, —
Krółowa morza w białej oponie,
Zielonym wiankiem ubrawszy skronie,
Jakby Najada — strojna i choża,
Milcząca w dali wygląda z morza, —
Gotland, od ludzi zwana i bogów
Patrzy się na nas — z kredowych progów

Cicho! och cicho!
Jeszcze się promień nie dotknął piany, —
Jeszcze zamknięte światła wierzeje —