Strona:PL Tegner - Ulotne poezye.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie w tej sferze — kres tej drogi
Na północne ziemi progi —
Wyżej sięga — w lodów kraje. —
„Tu czekajcie“ mędrzec woła:
„Sto mil jeszcze mam dokoła,
„Gdzie polarny biegun staje!“

I w zamarłe brzegi schodzi,
Tam, gdzie magnes go zawodzi, —
Tysiącletni śnieg tam leży —
Srebrne blaski lśnią po lodzie,
Gdzie, w odwiecznym wieków chodzie,
Kula ziemska wirem bieży!

Na cmentarzu tym natury
Biała pościel jak marmury, —
Para w ustach kamienieje —
Tu od pierwszych chwil stworzenia
Nie wyjrzało życie z cienia —
Całun śmierci tu bieleje!

Niezachwiany w swojem dziele,
W lodach kując łoże ściele, —
I znużony w niem spoczywa, —
Śni i marzy w tej osłonie
Na skostniałej wody tronie,
Że go biegun dalej wzywa!

Staje — pnie się — w górę wznosi
Na wierzchołek szklanej osi! —
Słyszy — jakiś gwar do koła,
Jakiś szelest — głucha wrzawa —
Straszne szumy i kurzawa!
U zimnego globów czoła.

Tu objęły mędrca trwogi, —
Do odwrotu szuka drogi —
Czar go trzyma w swojej dłoni!
Kędy zachód — wschód się rodzi?...
Gdzie południe — północ schodzi?...
Ani śladu — w wirów toni!

Tylko słychać głos w głębinie:
——————————