Strona:PL Tegner - Frytjof.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

»Rozważcie, królowie!« — Helg na to mu gniewny:
»Nie bondom poślubiać nordlandzkie królewny!
Są króle — ci jedni niech spory
Prowadzą o rękę Odynowej córy.

»Dość sławy, że pierwszym w narodzie cię zową;
Walcz, męże ramieniem, niewiasty walcz mową!
Lecz choć się twa buta zbyt sroży,
Nie zhańbię dla ciebie krwi świętej, krwi bożej!

»Przyrzekasz obronę mej ziemi!! — Nie w tobie,
Lecz w mojej dla kraju obrona osobie! —
Chcesz służyć? — służ! miejsce jest jescze
W domowym orszaku — tam dziś cię umiesczę!« —

»Nie tobie mam służyć (brwi Frytjof nachmurzył),
Lecz sobie samemu, jak ojciec mój służył, —
Ha! dzielny, ha! wierny kollego!
Wylatuj mi w górę z pokrowca srebrnego!«

I błyśnie ku słońcu sinawą miecz stalą,
I runy się ogniem czerwonym zapalą.
»Ha! mieczu mój stary i sławny!
Tyś szlachcic, jak widzę, i zacny i dawny!

»Lecz stójmy!... mogiła! — grób trzeba poważać!...
Dziś Czarny-konungu! nie będziesz się tarzać
W tym piasku — lecz warto byś wiedział,
Na jaki masz stawać od broni mej przedział.«

Rzekł, spuścił raz tylko potężny miecz w gniewie,
I złotą tarcz Helga rozczepał na drzewie;
Połowy upadły wdół z brzękiem;
A wnętrze kurhanu ozwało się jękiem!