Strona:PL Tegner - Frytjof.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Smołą oblany z kotwicą, masztem, wiosłami; że w górze
Siedzi nad rufą wielkolud, płasczem ognistym odziany
I krwią przesiękły miecz czyści; ale go czyści napróżno:
Krew się nie ściera z brzesczotu. — Złoto stosami zwalone
Leży dokoła — na ręku, jak żar manela goreje.
Bel tu kolledze do ucha: »Hejże! we dwojgu na tego
Z ognia lanego potwora!« — Torsten mu na to półgniewny:
»Nasi ojcowie sam-na-sam wrogów łamali! — Ja idę
»Za ich przykładem.« — Dość jescze męże się długo spierają:
Komu pierwszemu uderzyć, aż wreście Bel swój zdejmuje
Z głowy hełm, wrzuca doń parę losów, wstrząsa, podaje.
Przy pełgającém gwiazd świetle Torsten poznaje swą kolej.
Zatem osczepem żelaznym zamki, wrzeciądze skruszywszy,
Wpada do lochu jak piorun. — Kiedy go później kto pytał
Co też pod ziemią oglądał — milczał, i cały się zżymał!
Ale król Bel opowiadał, że naprzód dziwnie coś brzmiało
Jakby pieśń śpiewał czarodziej, potem zgrzytnęło, jak gdyby
Stal się ślizgała po stali, w końcu jęk jakiś się rozległ
I nagle zacichło — Dopiero Torsten wyskoczył z kurhanu
Blady, zmieszany, milczący — Śmierć on pokonał pod ziemią,
Ale odzyskał manelę! — Nieraz też gościom powiadał
Gdy pokazywał ten klejnot: »Drogie to kupno zaiste.
Bowiem raz w życiu zadrżałem, kiedym je zbójcy wydzierał.«
Głośną byłą manela, z manel północnych najpierwsza.
Cudny statek Ellida[1] trzecim był skarbem rodziny.
Wiking — mówiło podanie — raz powracając z wyprawy,
I swoim brzegiem do domu dążąc, na morzu zobaczył
Męża jakiegoś, co siedział na okrętowym odłamku
I, niby z falą igrając, płynął spokojnie gdzieś dalej.
Mąż ten był wzniosłej postawy, z pięknem, otwartem obliczem
Ale zmienném jak morze gdy się w niém słońce przegląda.
Szatę miał siną, pas złoty, rzędem koralów przetkany,
Brodę białą jak piana, włos zielonawy jak fala.
Wiking litością przejęty łódź swą ku niemu zawraca,

  1. Ellida (rościnacz). Opis tego okrętu jest prawie dosłownie z sagi Torstenowej wyjęty.