Strona:PL Tegner - Frytjof.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

»Bóg mściwy, ponury! Zasklepił się w chmury,
»I ztamtąd zgryzoty tu pędzi!«

Lecz gdy się bój wsczyna, wnet loty rozpina
Duch wodza, jak orlec zbudzony,«
Lśni czoło mu sczytne, grzmią słowa dobitne,
On stoi jak Thor niezwalczony!

Tak, prując potężnie pienistych mórz wały,
Szeroko zwycięztwy zasłynął.
Prześledził Południa ostrowy i skały,
Przez morze Hellenów przepłynął.

Tu, patrząc na gaje, wynikłe z wód łona,
Na kościół ukryty w dąbrowie,
Co myślał — wie Freja, wie skald, wie zraniona
Pierś wasza, o wy! kochankowie!

»Tu nam by zamieszkać! Tu wyspy, tu gaje,
»Świątynie przez ojca widziane!
»Błagałem, by zemną płynęła w te kraje,
»Odrzekła: W ojczyźnie zostanę!

»Tu przeszłość malują kolumny, pomniki;
»Tu cisza pod cieniem drzew święta!
»Rozmową kochanków tu brzęczą strumyki,
»Godową pieśń dzwonią ptaszęta!

»Lecz gdzież Ingeborga?... Jej serca-ż nie nęci
»Mój obraz strapiony? — Gdy swego
»Przytula do piersi małżonka zwiędłego,
»Czyż goni mię ze swej pamięci?

»A we mnie jej drogie tak kwitnie wspomnienie,
»Tak sercu mojemu jest słodką,
»Że oddałbym życie za jedno spojrzenie
»W jej oczy, — za chwilkę zbyt krótką