Strona:PL Tegner - Frytjof.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wtedy mi loże uściel wygodne
Na swym padole, Morze swobodne!« —
Takiemi słowy wołał Surowy,
Kiedy smok jego tęskny odbijał
Od brzegu ojców, kiedy wymijał
Sitowie, zwolna wchodząc w opoki,
Co strzegą dotąd Sognu-zatoki.
Lecz zemsta czuwa! Helg się wysuwa
Z dziesiątkiem smoków — z zasadzki idzie
Ku zasępionej na bój Ellidzie.
Kiedy to dzielni ujrzą bojanie.
W głos jeden wznoszą nad nią wołanie:
»Szuka Helg boju, szuka go zdradnie,
»Więc dziś niechybnie w boju tym padnie. —
»Widać nieluby blask mu księżyca!
»Walhalli dziecię do nieba spieszy,
»Do swej ojczyzny; o, więc rodzica
»Dziś się widokiem pewnie pocieszy!« —
Zaledwie takie ozwą się słowa,
Patrzą — aż jakaś potęga nowa
Zjawia się w morzu! Helgowe smoki
Nagle się chylą, i, jakby burzą
Deptane, coraz głębiej się nurzą,
Aż wszystkie razem szeregiem długim,
Idą do Rany jeden po drugim[1]!
Widząc, jak znika flota, Biorn hoży
Śmieje się — woła: »Potomku boży!
»Walnego’m tobie figla wypłatał:
»Wszystkie twe smoki z morza pozmiatał;
»Ale’m też niespał, w nocy pracował,
»Nimem im wszystkim brzuch prześwidrował.
»Nie prawda’ż? łepsko! Patrz, jak w odmęcie
»Tuli je rana w swoje objęcie!
»Oj, szkoda tylko, że Morska Pani
»Ciebie nie pchnęła do swej otchłani!« —

  1. Pójść do Rany, — to jest pójść na dno morskie, utonąć (przypis 46).