Strona:PL Tegner - Frytjof.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Toż jako jesienne wały,
Gdy swą rozkołyszą butę,
Piersi żelazem okute
Wzniosły się, zwarły, i zlały

Tak się biją dwa niedźwiedzie
Na śnieżystym grzbiecie skały;
Orzeł z orłem tak bój wiedzie
Nad wzdętemi morza wały.
Pod silnymi szermierzami
Twarde drgnęły by opoki;
Pochwycony ich rękami
Runął by i dąb wysoki!

Już strugami pot rzęsnemi
Płynie — piersi ściska chłód;
Każdy głazy wyparł z ziemi,
Bujne krzaki stopą zmiót’.
Patrząc na groźne zapasy
Drży z przestrachu orszak cały.
Te zapasy w późne czasy
Uroczysty rozgłos miały.

Lecz nakoniec wróg złamany
U stóp Frytjofowych legł;
Rycerz zgniótł mu pierś kolany
I w zapale gniewu rzekł:
»Gdybym oręż mój potężny
Czarna-brodo! miał przy sobie,
Wnetbym żywot niedołężny
Na tem miejscu wydarł tobie!« —

— »Wydrzyj! o cóż idzie? (dumnie
Berserk odpowiada mu),
Podejm oręż, zwróć się ku mnie.
Pierś mą pewnie znajdziesz tu.