Strona:PL Tegner - Frytjof.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z wieloryba pod obłoki
Krwi rzęsistej strumień lunie;
Z rykiem potwór na dół runie
I zapada w szlam głęboki.
Frytjof dwa osczepy chwyta,
Bohaterską dłonią ciska,
U niedźwiedzia rwie jelita,
Pierś rozwala u orliska!
»Wybornie! — nie prędko
Z szlamu, co go mroczy,
Helga statek smoczy
Potrafi, nam wyjść!

Hejd i Ham na morzu
Panować przestali:
Ostrze gorzkiej stali
Nie tak łatwo zgryźć!«

∗        ∗

Precz uragan leci;
Nikną huki, błyski;
Tylko prąd ku bliskiej
Wyspie niesie łódź.
Słońce niby król wspaniały,
Znów się zjawia na błękicie;
Leje radość, leje życie
Na doliny, góry, wały.
Blask wieczora zrumieniony
Wieńczy skały, ciemne gaje —
I drużyna rozpoznaje
Efjezundu brzeg zielony. —
»Ingeborgi modły
Wbiegły w niebios progi,
Uklękły przed bogi
Z rozczuleniem cném;